X Zjazd w Bytowie i Sominach 18-20.09.2009r.

Kochani Moi,

Dziesiąty już raz, z nad morza i jezior, z nizin i z gór zjechali się Trzebiatowscy, aby odnawiać swoje więzy krwi, poznawać swoje korzenie i wrastać w Kaszubską Ziemię – kolebkę naszego RODU.

Jak zwykle trzeci weekend września na Kaszubach upłynął pod znakiem Trzebiatowskich. I tak oto X ZJAZD RODZIN TRZEBIATOWSKICH BYTÓW-SOMINY 2009 uznajemy za zamknięty, ja tam z Wami byłam, dobre wino piłam, a co widziałam i słyszałam – chętnie opowiem.

Trzeba przyznać, że Kaszuby przyjęły nas w tym roku przepięknie! Słońce (całkiem jeszcze gorące) towarzyszyło nam przez cały weekend. Niezwykły ośrodek wypoczynkowy w Sominach: „Kaszubski Bór” gościł nas w tym roku ciepło i serdecznie. Widok na jezioro, jaki rozciągał się z łagodnych wzniesień, śpiew ptaków i szum wiatru w koronach drzew, stanowił oprawę naszego rodzinnego święta.

Pierwsi Trzebiatowscy meldowali się w ośrodku już w czwartek. To członkowie Rady Rodzin. Nasz Zjazd to duża i poważna impreza, na której pojawia się kilkaset osób, więc żeby zapewnić nam dobrą zabawę trzeba zorganizować sprzęt, zaopatrzenie, zadbać o logistykę, oznakować teren i zapewnić bezpieczeństwo wszystkim jej uczestnikom. Jest co robić, sami przyznacie. A zresztą spróbujcie zrobić imieniny na 500 osób! To mniej więcej tak samo J

W piątek witaliśmy pierwszych gości. Z rozbawieniem spoglądaliśmy na panie w recepcji, które z przyzwyczajenia pytały przybywających o nazwisko. Słysząc: Trzebiatowski, Trzebiatowska uśmiechały się i machały ręką, no bo niby kto przyjeżdża na zjazd Trzebiatowskich?!

Stojące pośród drzew domki, szybko wypełniały się gwarem i śmiechem. Zewsząd dobiegały nawoływania i powitalne okrzyki radości. Atmosfera zaczęła przypominać rodzinny piknik, a wzajemnym gościnom nie było końca… Porozrzucani po ogromnym terenie „Kaszubskiego Boru” spotkaliśmy się zgłodniali przy pachnącym grillu, w romantycznym otoczeniu jesiennej mgiełki. Apetyty dopisywały, pragnienie gaszono piwkiem i okowitą, co rozwiązywało języki nawet bardziej powściągliwym członkom rodu Trzebiatowskich. Kiedy jesienny chłód wygonił nas do baru, nastąpiło przywitanie i otwarcie Zjazdu, to Nasz Paweł, od dziesięciu lat wita nas i zaprasza na kolejne spotkania. Podsumowaliśmy miniony rok, przedstawiliśmy plan tegorocznego spotkania i serdecznie podziękowaliśmy za szczodry dar 1% przekazywanego przez Trzebiatowskich dla Trzebiatowskich. Wasza darowizna sprawiła, że odważyliśmy się spełnić ciche marzenie Zdzisława – sztandar rodzinny. Trzeba przyznać, że dawniej traktowaliśmy ten temat z rezerwą, ale jak mówi przysłowie: kropla drąży skałę i tak też działania naszego speca od rodzinnej genealogii przyniosły efekt.

Tego wieczoru pierwszy raz został zaprezentowany sztandar Rodziny Trzebiatowskich, haftowany z dumą i z miłością przez Gabrysię Recę. Jak to dobrze, że ręce Trzebiatowskich potrafią czynić tak piękne rzeczy! Trzebiatowscy i Ziemia Kaszubska to jedność, czego daliśmy wyraz umieszczając na sztandarze Kaszubskiego Gryfa. Czy wyobrażacie sobie Zjazd w 2015 roku na Zamku w Szczecinie, gdzie pokażemy się z naszym sztandarem!? Szacunek za pomysł i piękne dzięki za wykonanie.

Piątek, to również dzień nowej tradycji, czyli „Ciasto Trzebiatowskiej”. W tym roku Panie znowu dopisały! Udało mi się spróbować pysznego ciasta czekoladowego z migdałami, szarlotki i przepięknych owocowych babeczek. Czy ktoś jadł jeszcze coś innego? Jeżeli tak, to ja nie zdążyłam spróbować L Kochane Panie Trzebiatowskie, to dzięki Wam i Waszym staraniom atmosfera spotkania zmieniła się na domową i rodzinną J

Piątek to również czas rozmów i wspomnień, o tym jak było rok temu w Swornych Gaciach. W nowym świetle przyszło nam oglądać znane twarze Trzebiatowskich, bo Andrzej z Wiesiem „zmajstrowali” bardzo śmieszny pokaz zdjęć z lat ubiegłych, z podkładem głosowym najsłynniejszych scen filmowych z udziałem Kaziuków i Karguli, Pyzdry i Kwiczoła („Janosik”) a także Maksia i Albercika z Seksmisji. Niezły ubaw Chłopaki! Trzeba przyznać, że Wam się udało!!!

Gdzieś koło północy, zwróciłam uwagę, że z sali obok dochodzą głosy ryczących bawołów 😉 Słyszałam o „Ryczących 40-stkach”, to ci, co śpiewają szanty. Nasze chłopaki zebrane w sali, też miały średnią wieku ze czterdzieści i śpiewali wszystko jak leci! Andrzej przygotował karaoke i tak rozkręcił towarzystwo, że śpiewaliśmy do drugiej w nocy, aż nam się żal zrobiło pań z baru, bo one przecież muszą rano do pracy 😉

Sobotni poranek obfitował więc w głosową niemoc męskiej części naszego rodu, która „tutaj na ściernisku, budowała drugie San Francisko” a dzisiaj z chrypą w głosie błagała o kogel-mogel.

Sobota rano, przed wyruszeniem do kościoła, to gorący czas dla Wiesia. On ci to, z fotograficznym aparatem, uczepion elektrycznego słupa, czyhał w polu na kawalkadę pojazdów, która w dostojnym tempie zmierzała w kierunku Bytowa, powiewając rodowymi barwami Zmudów i Jutrzenków. Kochani, to niezapomniany widok! Głowy przechodniów ukręcały się niemal przy szyi, tak byli ciekawi! Mieszkańcy Bytowa, dziękujemy Wam bardzo za piękny gest, jaki dla nas uczyniliście. Albowiem przy wjeździe Trzebiatowskich do miasta, życie zamarło na kilka minut. Bytowianie z cierpliwością i życzliwością obserwowali niekończący się sznur pojazdów z żółtymi i niebieskimi chorągiewkami. Jako goście w Waszym pięknym mieście czuliśmy się bardzo uhonorowani. Dziękujemy!

W kościele tłok i ścisk, bo ludzi co niemiara. Poruszenie wielkie panowało podczas kazania głoszonego po kaszubsku, co i rusz szeptane pytanie: ale o czym ksiądz mówi?! To prawda, mało my ten kaszubski język dzisiaj znamy , a przecież kiedyś to naszych rodzin język powszedni… My nie dlatego prosimy księży i naszych Trzebiatowskich o kaszubskie słowa w kościele, żeby Was zawstydzać, ale żebyśmy mogli chociaż raz w roku posłuchać jak w naszych żyłach głośniej szumi krew, kiedy słyszymy kaszubska mowę…

I te oczy zaszklone, jak niektórzy z Was opowiadali o tym, kiedy pierwszy raz, oficjalnie Nasza Rodzina wystąpiła ze SZTANDAREM. Opatrzność dla naszego Rodu bardzo łaskawa i niech tak zostanie.

Opatrzność Opatrznością, ale i ludzie niezwykły wkład w nasze dzieło wnoszą. Bo oto, z okazji X rocznicy naszych rodzinnych spotkań, rodzina Zmuda Trzebiatowskich z Unieścia ufundowała wspaniałą i wielce okazałą (jak na taką rocznicę przystało), Pamiątkową Księgę Rodu Trzebiatowskich, ku pamięci nas samych i tych, którzy po nas to dzieło sklejania rodziny podejmą.

Tak oto, raptem 10 lat minęło, a my już własny sztandar mamy i bijemy własny medal! Wierzcie mi lub nie, ale nie ma takiej drugiej rodziny w całej Polsce!

A propos medali, w tym roku Kapituła Medalu Bogusława X, postanowiła przyznać medale w dziedzinie aktywności ekonomicznej ze szczególnym uwzględnieniem spraw Ludzi i Ziemi Kaszubskiej. Otrzymali je: Edmund Zmuda Trzebiatowski, Marian Żmuda Trzebiatowski i Aleksander Trzebiatowski. Nasze Gratulacje!

Z kościoła powędrowaliśmy na bytowski zamek, gdzie hukiem wystrzałów armatnich przywitali nas rycerze. Tam tradycyjnie: rodzinne zdjęcie, jakieś 500 osób! My to dopiero mamy rodzinne imprezy! Jak opowiadam o nich znajomym, to mi nie wierzą. Dobrze, ze mamy stronę internetową, (www.trzebiatowski.eu) , a na niej fotograficzną dokumentację, bo wyszłabym na Pinokia, a przecież nos mam normalnych rozmiarów!!!

Na zamku raczono nas pajdami chleba z tutejszym smalcem i szczękiem broni zamkowej drużyny rycerskiej, w historyczne zbroje odzianej. Bitnym Wojom towarzyszyły piękne białogłowy od stóp do głów w stroje z epoki obleczone.

Dzięki hojności jednego ze sponsorów, mogliśmy obejrzeć zamkowe sale muzeum, pełne zatrzymanych w czasie zbiorów etnograficznych, eksponatów codziennego użytku i dokumentów sprzed setek lat.

Niektórzy z nas zwiedzali zabytkowy most nad rzeką Borują i kościółek św. Jerzego.

Tradycyjnie złożyliśmy wiązanki kwiatów na grobach Trzebiatowskich. „RODZINĄ SILNI” takie zawołanie widniej na naszym sztandarze, bo pamiętamy o tych, co żywi, ale nie byłoby nas bez tych, co odeszli…

Powrót do Somin był dosyć łatwy, trzeba było kierować się na wrzawę i kaszubską kapelę, która grała wesoło i skocznie, aż nogi same tupały! Kuszące zapachy mięsiwa i wszelkich innych potraw wabiły nas niczym miód pszczoły. Kiedy nasyciliśmy żołądki i ugasiliśmy pierwsze pragnienie, Roman z Wiesiem uderzyli w dzwon. Od kilku już lat, tak zaczynamy nasze rodzinne licytacje. A czego tam nie było: zwyczajowo Wiesiowa miodówka, wino Haliny, powidła dziadka Janusza (z zaczarowanej śliwki, która, co 7 lat rodzi), wiadro suszonych prawdziwków, jeżynówka i tarninówka, pięknie oprawione Zbyszkowe zdjęcie, ręką Gabrysi haftowane herby Zmudów i Jutrzenków… Tyle tego dobra, że trudno spamiętać! Dobrej zabawy i rodzinnych przekomarzań Zmudów, Jutrzenków i Malotków nie brakowało… Ależ byliśmy hojni! Nasze dary zasilą rodzinny budżet kolejnego zjazdu i wspomogą wydanie nowej książki (toć dziewięć tomów już za nami!!!). Uciech również dostarczyła gawiedzi Loteria Fantowa Trzebiatowskich. Nasi sponsorzy w tym roku dopisali. Mieliśmy do wygrania odtwarzacze CD, wkrętarki, wiertarki, szlifierki, wielkie samochody wyścigowe, piłki do nogi… i setki pomniejszych drobiazgów.

Nie sposób w tej relacji pominąć zawodów sportowych, w których co roku rywalizują Jutrzenkowie i Zmudowie: mecz piłki nożnej i regaty żeglarskie. Widać, że każda rodzina specjalizuje się w innej konkurencji, bo po butnych zapowiedziach rewanżu, wyniki były znowu takie same! Jutrzenkowie oglądali rozmywający się kilwater i znikające w dali żagle łodzi Zmudów, a Zmudowie przyglądali się temu jak Jutrzenkowie (średnio raz na pięć minut) strzelają im gole (chociaż trzeba przyznać, że pierwsze dwa Zmudowie strzelili sobie sami). I jak zwykle padły solenne zapewnienia rewanżu za rok…

Wieczorem do tańca przygrywał nam zespół Sylwii i Leszka, który dzielnie trwał na posterunku do czwartej rano, kiedy to ostatnie umęczone pary zeszły z parkietu. Dziękujemy za dobrą zabawę J W trakcie tanecznej przerwy Bogdan z Mietkiem przygotowali pokaz sztucznych ogni, któremu towarzyszyła oprawa muzyczna. Były oklaski, okrzyki zachwytu i wołania o jeszcze.

A Niedziela, a nie myślcie Wy sobie, że niedziela była cicha i spokojna! Już od rana wesołe nawoływania, pokrzykiwania: „a pamiętasz jak wczoraj…”, i chrypka w głosie jeszcze większa w opowiadaniu wrażeń. O 10.00, jak co roku podsumowaliśmy X Zjazd i zgłosiliśmy swoje uwagi i pomysły na przyszły rok. Jeszcze ostatnie wpisy do księgi i nutka nostalgii w głosie, że to już koniec i, że na kolejne spotkanie znowu trzeba czekać rok…

Pogoda była piękna, a słońce grzało tak mocno, że ci z nas, którzy mieszkają bliżej zostali jeszcze do wieczora! Do dyspozycji mieliśmy wszelkiego rodzaju sprzęt wodny (kajaki, łodzie, żaglówki, rowery wodne), dla mniej aktywnych wspaniałe widoki na białe żagle z piętrowego pomostu przy restauracji J No, a kiedy zmęczeni trzydniową wrzawą, siedliśmy do obiadu, ostatni już raz spoglądaliśmy na gładką taflę jeziora i wystawiając twarz do słońca, szukaliśmy pomysłów na przyszły zjazd… Tak, to będzie już jedenaste nasze spotkanie…

Dorota Trzebiatowska

P.S Kochani, zapraszamy wszystkich chętnych do współpracy w Radzie Rodzin Trzebiatowskich. Każda para rąk się liczy i każda nowa głowa ze świeżymi ideami J Czekamy na Wasze pomysły i propozycje dotyczące sposobu spędzania czasu na naszych spotkaniach. Piszcie (dollores.jarex@home.pl)